Friday 11 June 2010

Zwiedzanie Moskwy


11/06/2010
Lot do Moskwy byl bardzo gladki. Jedynie co bylo slychac to od czasu do czasu poplakiwanie dziecka. Pilot mial bardzo luzacki glos, oczami wyobrazni widzialam go w teksanskim kapeluszu i kowbojkach palacego cygaro mowiacego Witam – pazua zapewne na zaciagniecie sie cygarem – dzisiaj lecimy – znowu zaciagniecie cygarem – do Moskwy – pauza – milego lotu i takie tam szczegoly na temat temperatury i czasu. Pewnosc siebie jednak nie tylko bila z jego glosu. To byl najgladszy lot w mojej calej historii lotow – co prawda glownie ryanairem. Ladowanie bylo zupelnie nieodczuwalne.
Nie moge jednak zaliczyc do najszczesiwszych obslugi lotniska. Najpierw czekalismy 15-20 min w samolocie az milicja sie zjawi by moc wychodzic z samolotu. Potem z jakas godzinke czekalismy w kolejce do kontroli paszportowej. Zapomnielismy wypelnic karty migracyjnej wiec dwa razy stalismy w kolejce, ale i tak kontrola paszportowa jednej osoby trwala jakies 4-5 min co przy calym samolocie i kolejnych przybywajacych trwalo jak cala wiecznosc. Zestresowani, ze nasze bagaze juz sobie zniknely, znalezlismy je lezace na podlodze niedaleko innych bagazy zdjetych przez dobre dusze z tasmy.
Przewodnik jaki mam okazal sie wspanialym prezentem, gdyz jako jeden z niewielu mial wydrukowana na okladce linie metra moskiewskiego. Dzieki niemu udalo nam sie dojechac do miejsca gdzie Bartkowi udalo sie znalezc przez portal couchsurfing gospodarza gotowego nas przenocowac. Praktycznie bez problem udalo nam sie znalezc mieszkanie Mariny – rosjanki pracujacej jako doradca podatkowy. Mieszkanie jest dosc skromne, ale za to gospodyni dziewczyna pewnie w naszym wieku lub nie wiele starsza lubi podrozowac i przyjmowac gosci. W tym samym czasie goscila dwie dziewczyny z Szwajcarii Tine i Christine. Przed pojsciem spac podarowalismy Marinie butelke Whiskey, nastepnie wspolnie z nia i jej trzema kolezankami, ktore byly w tym samym czasie w mieszkaniu wypilismy pol butelki i poszlismy spac. Zanim jeszcze zasnelismy Szwajcarki Tina i Christina zdolaly wrocic z miasta i mielismy okazje sie z nimi poznac. Pozyczylam im swoj netbook jako ze dziewczyny nasteonego dnia musialy sie wyprowadzac a nie mialy jeszcze znalezionego noclegu.
Nastepnego dnia – czyli dzisiaj :) jak tylko wstalismy wybralismy sie na zwiedzanie miasta. Moskwa jest wielkim miastem, przeogromnym – wrecz monstualnym. To prawda co pizza w przewdonikach, ze jest to miasto kontrastow. Z jednej strony sa odrapane gigantyczne bloke usiane praktycznie wszedzie. Z drugiej striony sa wypasione galerie z najdrozszymi markami swiata.
Niestety moja bacteria w aparacie zaczela szwankowac – mimo, ze ja ladowalam cala noc – starczala tylko na jakies 20 zdjec. Przerazona tym faktem zaczelam szukac sklepow fotograficznych by kupic nowa baterie. Oczywiscie nikt nie mial tego starozytnego modelu baterii dla canon 300d. Taa... myslalam zeby wziac starszy aparat by przypadkiem nie zniszczyc albo nie stracic moje ukochane cacko a tu tak sie zemscila moja dawna milosc ze sie wyladowala na amen. Szybko znalazlam sobie zastepczego kochanka i zakupilam maly aparacik Canon PowerShot A3000IS.
Plac Czerwony jest zamkniety – stawiaja tam jakas scene – ale z oddali widzielismy Kreml i oczywiscie cukierkowy Kosciol Sw. Bazylego. DO tego ostatniego udalo nam sie wejsc i zobaczyc od srodka. Co mnie zdziwilo – juz to gdzies widzialam. Ha.. ikony jakie wisza u mnie w domu w Krakowie sa dokladnie tymi samymi jakie byly w tym kosciele. Zrobilo mi sie cieplej wokol serca. Od razu mi sie tutaj spodobalo, mimo, ze jeszcze przed chwila mylalam ze caly ten kosciol wyglada jakby ktos chcial zbudowac maly Disney world na srodku Moskwy.
Miasto jest szare i ponure, tak samo ludzie – wygladaja jakby byli zmeczeni zyciem. Nie wiele z nich zna jezyk angielski. Zaczelam sie uczyc cyrylicy – na razie rozpoznaje okolo 1/3 literek. Nie jest zle – pewnie zanim opuscimy miasto bede juz potrafila przeczytac informacje jakie mamy na biletach :D
Zapomnialam dodac , ze dzisiaj odebralismy swoje bilety na podroz i zdolalismy zarejestrowac sie w Moskwie. Teraz mozemy oficjalnie i bez przeszkod zwiedzac caly kraj.
Z dziewczynami Christina i Tina udalismy sie na kolacje do restauracji Szesz Biesz – opisanej w przewodniku – calkiem dobre jedzenie, tak samo pozwolili mi naladowac baterie do aparatu. Okazalo sie ze Szwajcarki rowniez jada koleja transmongolska i bedziemy mieli okazje spotkac sie jeszcze w Perm. Wszyscy razem bedziemy swietowac urodziny Bartka :)
Za chwile bedziemy zbierac sie na kocert brytyjskiego zespolu, na ktory zaprosily nas dziewczyny.

3 comments:

  1. Tata mówi że bez odwiedzin u Władimira Iljicza Uljanowa trudno zaliczyć pobyt w Moskwie do udanych :-)

    ReplyDelete
  2. wczoraj caly plac czerwony byl zamkniety i nie moglismt sie do niego dostac. Postaramy podejsc dzisiaj. Dzisiaj ma byc tez Dzien Rosji - dla ktorego specjalnie rozproszono deszczowe chmury. Obchdy beda mialy miejsce wlasnie na placu.

    ReplyDelete